Rozdział 5. Prawnik

 —Jeszcze raz bardzo dziękuję ci za pomoc, Bartek — powiedziałam z uśmiechem, gdy po upchnięciu wszystkich rzeczy w wynajętym przeze mnie magazynie rozchodziliśmy się.

—Nie ma sprawy, Magda — odpowiedział i również się uśmiechnął. — Zawsze służę pomocą.

—Na pewno nie chcesz, żebym cię odwiozła? — zapytałam.

—Daj spokój, przejdę się. — Szatyn machnął ręką. — Dobra, leć już, bo widzę, że jesteś zmęczona — stwierdził i przytulił mnie na pożegnanie. — W ogóle mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda nam się spotkać, bo bardzo miło mi się z tobą rozmawiało — powiedział niespodziewanie.

—Mi z tobą też — stwierdziłam i jeszcze bardziej poszerzyłam swój uśmiech. — Do zobaczenia — mówiąc to wsiadałam do samochodu. Szatyn pomachał mi przez szybę i ruszył w swoją stronę. Zanim wyjechałam z parkingu napisałam do Wiki.

Ja: Już wracam.
Jadę do sklepu, chcesz coś?

Odpowiedź otrzymałam praktycznie od razu.

Wiczka💖: Nic nie trzeba
Ja będę za jakieś 30-40 minut.
Okazało się, że potrzebowali jeszcze jednej osoby do nagrywek w domu Genzie, więc po odcinku z Fausti pojechałam.

Ja: Czaję.

Połączyłam telefon z głośnikiem w samochodzie i włączyłam swoją ulubioną playlistę. Idealnie włączyła się piosenka, którą przez cały dzień miałam w głowie.

When the morning came we were cleaning incense off your vinyl shelf 'cause we lost track of time again — zaczęłam śpiewać. Wyjechałam z parkingu. Śpiewanie było kolejną rzeczą, którą uwielbiałam robić. Śpiewałam od ósmego roku życia, bo to właśnie wtedy rodzice zapisali mnie na zajęcia wokalne w Domu Kultury. Potem, w wieku czternastu lat, zaczęłam uczęszczać na prywatne lekcje u wokalistki będącej znajomą rodziców. Gdy miałam szesnaście lat porzuciłam śpiew na rzecz fotografii. Nie sprawiło to jednak, że kompletnie odcięłam się od tego co tak bardzo kochałam robić. Wręcz przeciwnie, wciąż śpiewałam, ale tylko dla samej siebie. Mało kto aktualnie wie, że umiem to robić. — The burgundy on my t-shirt when you splashed your wine into me — zaczęłam śpiewać ukochany przeze mnie refren — and how the blood rushed into my cheeks, so scarlet it was... The mark they saw on my collarbone, the rust that grew between telephones, the lips I used to call home so scarlet, it was maroon.*

Śpiewając moje ulubione piosenki, dojechałam pod supermakret, w którym planowałam kupić produkty potrzebne do zrobienia kolacji, którą miałam w planach. Chodziłam alejkami i wrzucałam do koszyka wszystko czego potrzebowałam.

—Maddy! — Usłyszałam nagle za sobą. Odwróciłam się w stronę nowego głosu, aby zobaczyć tam moją przyjaciółkę Klaudię.

—Cześć! — Z uśmiechem przytuliłam blondynkę.

—Nie spodziewałam się ciebie akurat w tej Biedronce — zaśmiała się.

—Przejeżdżałam akurat obok to stwierdziłam, że zrobię małe zakupy — wyjaśniłam. — Jak sobie radzicie? — zapytałam, wiedząc, że dziewczyna zrozumie o co mi chodzi. Nie bez powodu została moją prawą ręką.

—Bardzo dobrze. — Uśmiechnęłam się. — Kiedy wracasz?

—We wtorek — westchnęłam. Nie chciałam na razie martwić dziewczyny tym, że będę musiała powiedzieć coś jej jak i reszcie dziewczyn. — Wróciłabym w poniedziałek, ale mam wtedy coś do załatwienia — dodałam. — Dobra lecę, bo kolacja ma być niespodzianką, a zaraz wszystko pójdzie gdzieś — zaśmiałam.

—Leć. — Klaudia mnie przytuliła. — Do wtorku.

—Tak, cześć. — Odwzajemniłam uścisk i poszłam w stronę lodówek. Gdy wzięłam już wszystko czego potrzebowałam, udałam się do kasy. Po zapłaceniu wróciłam do samochodu. Ruszyłam do mieszkania Wiki. Po dotarciu na miejsce stwierdziłam, że zrobię jej przysługę i pójdę na spacer z Gengarem. Piętnastominutowa rundka wkoło osiedla wystarczyła, aby piesek załatwił swoje potrzeby.

—No mały, bierzemy się za jedzenie dla mamusi — powiedziałam patrząc na Gengara po czym się zaśmiałam. Wyjęłam wszystkie potrzebne produkty i naczynia na blat, spięłam włosy, zdjęłam rozpinaną bluzę i wzięłam się za przygotowywanie posiłku. Postanowiłam, że kolacją, którą zaserwuję mojej przyjaciółce będą tortille.

—A co tutaj tak ładnie pachnie? — powiedziała na wejściu dziewczyna, gdy piętnaście minut później wróciła do mieszkania. Przyszła idealnie, gdy zawijałam ostatniego placka.

—Cześć! — krzyknęłam. — Rozbieraj się, myj ręce i siadaj do stołu! Zrobiłam kolację! — Kilka sekund później usłyszałam szum wody w łazience.

—O kurczę! — zawołała, gdy weszła do pokoju. — Ale sztos, dziękuję, Lena. — Uśmiechnęła się po tym jak położyłam przed nią talerz z dwoma naleśnikami. — Szybko zjem i lecę na spacer z Gengarkiem.

—Nie musisz, byłam z nim już — powiedziałam, siadając naprzeciwko dziewczyny.

—Kochana jesteś. — Spojrzała na mnie z wdzięcznością. — Pyszne — stwierdziła po pierwszym gryzie posiłku. Posłałam jej buziaka. — Jak tam przeprowadzka? — zapytała.

—Dobrze — odpowiedziałam. — Dojechaliśmy na miejsce przed szesnastą i od razu wzięliśmy się do roboty. Poszło nam szybko z czego bardzo się cieszę, bo nie miałam najmniejszej ochoty przebywać z tym debilem pod jednym dachem aż tak długo — stwierdziłam.

—Bartkiem czy Michałem? — spytała ze śmiechem Wika. Spojrzałam na nią wzrokiem „żartujesz sobie kobieto?".

—Ogólnie to bardzo przyjemnie mi się pracowało z Bartkiem. — Postanowiłam zignorować pytanie przyjaciółki. — Dobrze nam się rozmawiało i w ogóle — dodałam.

—Czyli ogólnie pozytywnie?

—Bardzo. Stresuję się trochę poniedziałkiem — wyznałam cicho. — Nie wiem czego mam się spodziewać u tego całego prawnika. Boję się co z tego wyjdzie.

—Magda, na pewno będzie dobrze — powiedziała Wiktoria i uśmiechnęła się ciepło. Szczerze? Nie wierzyłam w to ani trochę.

✩✩✩

—Powodzenia, Lena. — Wika nachyliła się w moją stronę, aby mnie przytulić.

—Na pewno wyglądam dobrze? — zapytałam niepewnie.

—Wyglądasz zajebiście. — Czerwonowłosa uśmiechnęła się szeroko. — Leć i pokaż mu, że będziesz potrafiła ułożyć sobie życie bez niego — powiedziała. Odetchnęłam i wysiadałam z samochodu. Ruszyłam w stronę kancelarii, a czarne szpilki, które miałam na nogach stukały o kostkę brukową wyłożoną na parkingu. Weszłam do budynku. Michał już był w środku. Podszedł do mnie w towarzystwie wysokiego mężczyzny.

—Cześć. — Mój jeszcze mąż uśmiechnął się do mnie. — To jest pan Paweł, który nam pomoże — powiedział i wskazał dłonią na mężczyznę.

—Paweł Marcinkowski — przedstawił się i wyciągnął dłoń w moją stronę.

—Magdalena Kamińska. — Uścisnęłam jego rękę.

Mam nadzieję, że to ostatni raz, gdy przedstawiam się tym nazwiskiem.

—Zapraszam państwa za mną — powiedział bez żadnych ceregieli i poprowadził nas do swojego biura. Pomieszczenie znajdowało się na parterze budynku. Było pomalowane jasnoszarą farbą, a podłoga wyłożona była wykładziną w trochę ciemniejszym odcieniu. Znajdowały się tutaj dwa regały i biurko zrobione z jasnego drewna oraz pokaźny, czarny fotel prezesa stojący za nim i dwa krzesła obłożone również czarną skórą. Na blacie biurka stały trzy szklanki z wodą, dzbanek oraz również czarna podkładka. — Proszę usiąść. — Wskazał na nasze miejsca. Usiedliśmy. — Z tego co wiem to chcą państwo rozwieść się w jak najszybszym tempie, prawda? — zapytał.

—Dokładnie — powiedział od razu Michał. Westchnęłam i lekko skinęłam głową.

—W takim razie jeżeli chcą państwo rozwiązać małżeństwo na jednej rozprawie musi się to odbyć bez orzekania o winie — poinformował. — Czy są państwo zgodni, aby to zrobić?

—Oczywiście — znowu to Michał jako pierwszy odpowiedział. Ja miałam inne zdanie na ten temat.

—Nie — powiedziałam. — Czemu mamy rozwodzić się bez orzekania o winie skoro obydwoje dobrze wiemy, że to ty zawiniłeś? — Spojrzałam na jeszcze małżonka.

—Magda, nie komplikuj tego — westchnął chłopak. — Chcemy załatwić to szybko, więc nie potrzebujemy, żeby...

—Chcemy? — prychnęłam. — A kto powiedział, że ja tego chcę? Postawiłeś mnie przed faktem dokonanym — zauważyłam. — Powiedziałeś mi, że pozew jest gotowy od dawna i tylko czekałeś, aby mi powiedzieć i go wnieść — wygarnęłam. Michał odwrócił wzrok. — Nawet nie potrafisz tego w żaden sposób obronić — warknęłam.

—W tej kwestii muszą państwo dojść do zgody — powiedział prawnik. — Nie ruszymy dalej dopóki nie będą państwo wiedzieli czego chcą. Pani Magdaleno, rozumiem, że jest pani na męża zła, ale musi pani pomyśleć jaki będą szły za tym korzyści. Szybciej będzie mogła pani wejść w nowy związek i rozpocząć życie bez męża.

—Ten nowy związek powinien cię przekonać — stwierdził Michał. — Będziesz wtedy bez problemu mogła być z tym swoim nowym lalusiem — powiedział.

—Ja nikogo nie mam — odpowiedziałam. — O co ci w ogóle chodzi?

—A ten Bartek, który w sobotę pomógł ci z wyprowadzką? — zapytał. — Widziałam jak się na niego patrzyłaś, niewierna!

—Chłopie, ja go widziałam trzeci raz w życiu! — uniosłam się.

—Szybka jesteś — mruknął.

—Odwal się, nie zdradziłam cię. To JA odkryłam, że TY przyprowadziłeś jakąś paniusię do NASZEGO mieszkania! — przypomniałam. — Nie wspomnę już o tym, że nawet nie powiedziałeś jej, że masz żonę!

—Niech się państwo uspokoją — odezwał się pan Paweł. — Proszę dojść do porozumienia i powiedzieć czy zgadzają się państwo na rozwód bez orzekania o winie.

—Ja chcę, ale ta wariatka...

—Panie Michale!

—Ale moja żona — poprawił się blondyn — ma inne zdanie na ten temat. — Spojrzał na mnie groźnie.

—Niech będzie, że ja też się zgadzam. — Wywróciłam oczami. — Chcę jak najszybciej wrócić do panieńskiego nazwiska — uśmiechnęłam się lekko. Usłyszałam jak Michał prycha.

—W takim razie mogę powiedzieć państwu opowiedzieć o tym jak będzie wyglądał proces — stwierdził mężczyzna siedzący za biurkiem. — Najpierw skład sędziowski zada państwu kilkanaście pytań. Od takich podstawowych jak wiek, zawód czy kiedy zostało zawarte małżeństwo i w jaki sposób, przez pytania typu czy razem państwo mieszkacie, macie dzieci czy też jak układało się państwa małżeństwo, aż do pytań o to czy próbowali państwo ratować małżeństwo lub co jest przyczyną rozpadu związku. Najważniejszym pytaniem, które padnie jest to czy widzą państwo możliwość kontynuowania małżeństwa — wyjaśnił. — To właśnie to pytanie w głównej mierze będzie decydowało o wyroku sędziów. Potem przedstawią państwo swoje argumenty no i skład sędziowski uda się na naradę. Po przerwie dowiedzą się państwo czy otrzymaliście rozwód czy wyrok został odroczony w czasie. Jakieś pytania? — Prawnik spojrzał na nas. Michał pokręcił głową.

—Mógłby pan pokazać listę tych pytań? — zapytałam. Mężczyzna otworzył czarną podkładkę, którą okazała się być teczką i wyjął z niej kilka spiętych kartek.

—Proszę bardzo. — Podał mi je. — Może się pani na spokojnie z nimi zapoznać — powiedział. — Pan też chce? — Spojrzał na Michała, który od razu kiwnął głową. Mężczyzna wręczył mu takie same kartki.

W biurze pana Marcinkowskiego spędziliśmy jeszcze czterdzieści minut. Omówił on z nami szybko każde pytanie i wyjaśnił o co w nich chodzi. Myślałam, że popłaczę się ze śmiechu, gdy usłyszałam jak Michał pyta czym jest ślub konkordatowy. Na sam koniec spotkania, gdy spytałam się o to kiedy możemy spodziewać się podania terminu rozprawy, usłyszałam:

—Wszystko zależy od tego kiedy pan Michał wniesie pozew oraz od pani odpowiedzi. Po weryfikacji wszystkich dokumentów sąd ogłosi państwu termin rozprawy.

—Mógłby szepnąć pan słówko sędziom, że ja od doktora Lisickiego? — zapytał konspiracyjnie Michał. — Zarówno ja jak i Magda chcemy szybko wziąć rozwód — uśmiechnął się lekko.

—Zobaczymy co da się zrobić — stwierdził mężczyzna. — Jeżeli to wszystko, to bardzo dziękuję państwu za spotkanie. — Wstał, a ja i blondyn również to zrobiliśmy. Uścisnęliśmy dłonie i wyszliśmy z biura. W ciszy przeszliśmy korytarzem na hol kancelarii. Odebraliśmy nasze okrycia wierzchnie i udaliśmy się do wyjścia. Michał otworzył drzwi i puścił mnie przodem. Posłałam mu lekki uśmiech.

—Zauważyłem, że nie nosisz obrączki — powiedział, gdy opuściliśmy budynek.

—Ty też nie — przypomniałam mu. — Czy to nie tak uwiodłeś tę swoją Agnieszkę? — zapytałam. — Nie musisz odpowiadać, wiem jak jest — prychnęłam.

—Madziulka...

—Dla ciebie Magda — przerwałam mu.

—Nie przesadzaj.

—Nie przesadzam.

—W takim razie Magda — zaakcentował moje imię — przecież wiesz, że nie mogę nosić w pracy obrączki.

—Trzeba było jej powiedzieć, że masz żonę — fuknęłam. — Idę, mam nadzieję, że do rozprawy będę miała od ciebie spokój — powiedziałam i ruszyłam w kierunku samochodu. Gdy do niego wsiadłam, oparłam się o fotel.

—Jak tam? — zapytała Wika i wygasiła ekran telefonu.

—Muszę znaleźć odpowiedzi na ponad dwadzieścia pytań — mruknęłam i podałam jej kartki. — Zajedziemy do Biedronki, okej? — zapytałam. — Muszę się napić.

*Taylor Swift – Maroon

Fragment "dla ciebie Magda" inspirowany cudowną MartynaSwift0 love you 😚❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top