Rozdział 2. JEGO mieszkanie
Konsekwencje wydarzeń z dnia 14 lutego dotarły do mnie w następny poranek. Gdy obudziłam się na kanapie w salonie Wiktorii, nie ogarnęłam co ja tam w ogóle robię. Chwilę później jednak przypomniało mi się co się stało poprzedniego dnia... I najzwyczajniej się popłakałam. Mój mąż mnie zdradził. Facet, z którym byłam przez prawie siedem lat mojego życia mnie zdradził. Co ja mu zrobiłam? Czemu on mi to zrobił? Przecież dostosowałam całe moje życie pod niego! Wszystko zawsze było tak jak on chciał i tak jak jemu się podobało. Wzięłam do ręki telefon i weszłam w galerię ze zdjęciami. W czasie przewijania wszystkich fotografii jakie miałam z moim mężem, z moich oczu wypływało coraz więcej łez. Każde kolejne zdjęcie przywoływało więcej wspomnień. Jak na przykład to z naszej podróży poślubnej.
—Daj buziaka — poprosiłam Michała i zrobiłam dzióbek. Chłopak przewrócił oczami i cmoknął mnie w usta. Zrobiłam zdjęcie.
—Pokaż jak wyszło — powiedział i wyjął mi telefon z dłoni. Chwilę później zostałam przez niego wepchnięta do oceanu.
—O ty kurde! — krzyknęłam.
Usłyszałam, że drzwi do sypialni Wiktorii otwierają się, więc szybko otarłam twarz z łez. Wiedziałam, że za dużo mi to nie da, ponieważ na sto procent byłam cała czerwona, ale przynajmniej chciałam zachować pozory. Zobaczyłam jak głowa czerwonowłosej wystaje zza framugi.
—O, nie śpisz już. — Z uśmiechem weszła do pokoju. — Jak się czujesz? — zapytała z troską.
—Dobrze — skłamałam. Cholera, było słychać, że płakałam. Dziewczyna westchnęła i usiadła obok mnie. Nie powiedziała nic tylko po prostu mnie przytuliła. Dałam upust kolejnej partii łez.
—Przepraszam, moczę ci piżamę — powiedziałam po chwili i odsunęłam się od niej.
—Daj spokój. — Machnęła ręką i ponownie mnie objęła. — Z resztą, ja wypłakiwałam się tobie rok temu to ty też możesz to robić dzisiaj. — Powoli gładziła moje plecy. — Magda, popatrz na mnie proszę. — Odchyliła się. — Jesteś silna babka, dasz sobie radę, tak?
—A jeżeli nie? — rozpłakałam się jeszcze bardziej.
—Dasz radę i ja ci w tym pomogę — powiedziała z zapałem. Jeszcze wtedy nie wiedziałyśmy, że to nie ona będzie tą, która mi pomoże.
—Co chcesz na śniadanie? — zapytała kilka minut później Wiktoria.
—Daj spokój, nie będę cię wykorzystywać do robienia mi jedzenia — mruknęłam mimo świadomości, że dziewczyna i tak zrobi mi ten przeklęty posiłek.
—Magda, dopóki jesteś pod moim dachem będę cię karmiła — oznajmiła.
—Po pierwsze to zabrzmiałaś właśnie jak tata — zaśmiałam się. — A po drugie wiesz, muszę dbać o linię — dorzuciłam. — Zbyt wiele jedzenia też mi nie będzie służyło.
—Lena, popatrz na mnie — poprosiła. Z ociągnięciem to zrobiłam. — Jesteś piękna. — Uśmiechnęła się szeroko. — Pamiętaj o tym, dobrze? — zapytała poważnie. Powoli kiwnęłam głową. — To co chcesz? — Podeszła do lodówki i otworzyła ją. — Mogę ci zaproponować płatki z mlekiem bez mleka — zaczęła wymieniać — tosty z serem i szynką, ale bez sera... — dopowiedziała po czym otworzyła chlebak — ... i tostów — dokończyła myśl — albo jajecznicę.
—Ta jajecznica chyba brzmi najlepiej — zaśmiałam się.
—Też tak sądzę. No sorry, miałam w tym tygodniu tyle rzeczy do ogarnięcia, że totalnie wyleciało mi z głowy zrobienie jakichkolwiek zakupów — wyjaśniła. — Dzisiaj jest tak naprawdę pierwszy dzień, gdy mogę w spokoju zjeść śniadanie w domu.
—Cześć. — W pokoju zjawił się zaspany Przemek. Pierwszym co zrobił było cmoknięcie Wiki w policzek.
—A w sumie to możemy — zaśmiała się i obserwowała jak jej chłopak siada przy stole.
—Co możemy? — zapytał.
—Zjeść śniadanie w domu.
—Racja, ostatnio ciągle wsuwamy coś na mieście albo zamawiamy — westchnął. — A potem Maciuś rośnie. — Ze śmiechem poklepał się po brzuchu.
—To ja mam tyle szczęścia, że na spokojnie się wyrabiam ze wstaniem, makijażem i śniadaniem, żeby zdążyć do pr... — przerwałam w połowie słowa. — Cholera, muszę do dziewczyn napisać, że mnie dzisiaj nie będzie! — krzyknęłam i wzięłam do ręki telefon. Włączyłam Internet i weszłam na Messengera. Wybrałam konwersacje z moimi pracownicami.
Magda: Oznajmiam, że biorę sobie wolne na kilka dni.
Mam nadzieję, że jak wrócę to salon będzie stał :*
Anna: Miejmy nadzieję, że Klaudii nie uderzy sodówka do głowy, gdy przez Twoją nieobecność będzie nami dowodzić.
Sara: Dokładnie.
Magda: @Klaudia Sternicka liczę na Ciebie, młoda!
Klaudia: Co ja?
A nie będzie Cię kilka dni?
No spoko, ogarnę wszystko jak zawsze.
Magda: Wiem Klaudia, wiem.
Dziewczyny pilnujcie jej ;P
Sara: Tak jest Pani kapitan!
Magda: Dzięki, kocham Was <3
Ja, Klaudia, Sara, Ania i zapewne jeszcze śpiąca Zuza to nasza paczka, w którą trzymamy się od pierwszego dnia na uczelni. Połączyła nas miłość do zdjęć i chęci założenia własnego biznesu. Gdy na drugim roku poważnie wzięłyśmy się za nasze plany, dziewczyny jednogłośnie stwierdziły, że będę najlepszą osobą do obsadzenia w roli szefowej studia. Nie miałam za dużo do gadania, więc ich wybór wszedł w życie. Po czasie stwierdzam, że to stanowisko mi się podoba. Moją prawą ręką jest najbliższa mi z całego grona Klaudia. To ona pomaga mi nie zwariować oraz zastępuje mnie w dniach, w których nie mogę zjawić się w pracy. Ania jest naszą cudowną recepcjonistką i odbiera wszystkie telefony od chętnych na sesje, a oprócz tego w dniach, w których jest nas mało lub mamy natłok sesji również staje za aparatem. Sara i Zuza to dwie przekochane fotografki, które zawsze zarażają resztę pozytywną energią. To właśnie dzięki tej czwórce nasze studio jest tak dobre i zawsze pełne ciepłej i przyjaznej obsługi. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że jest to NASZ, a nie mój biznes, ponieważ tworzy to studio razem i od zawsze tak miało być.
W międzyczasie, gdy ja oznajmiałam moim przyjaciółkom, że tego dnia nie zjawię się w pracy, Wiktoria rozpoczęła przygotowania śniadania. Zapach topionego na patelni masła niósł się po całym domu. Siedzieliśmy w ciszy, ale to był ten przyjemny jej rodzaj. Moje myśli odbiegły do wydarzeń z poprzedniego wieczora. W głowie naprzemiennie huczały mi słowa Michała jak i tej jego Agnieszki.
„Nie miałaś dowiedzieć się dzisiaj."
„Daję ci słowo, że nie wiedziałam o tym, że ma żonę."
„Zaczęło się na początku listopada."
„Nie chcę brzmieć tak jakbym wpieprzała się tutaj na siłę, ale naprawdę kocham Michała."
„Miałem powiedzieć ci na początku marca."
„Poczułam przy nim więcej niż przy moim poprzednim partnerze."
To ostatnie boli najbardziej. Skoro ona poczuła przy nim więcej to czy on przy niej też? Pokochał ją mocniej niż mnie? Pokochał ją szybciej? No musiał skoro zaczęli się spotykać na początku listopada, a znają się minimum od połowy października. Wiem jak działają praktyki na studiach, sama na nich byłam. My się zeszliśmy pod koniec pierwszej klasy liceum, czyli po kilku miesiącach od poznania. Czy ona jest ładniejsza? Czy jest bardziej sexy? Głupia ja, oczywiście, że jest. Wysoka brunetka z figurą modelki, a do tego ten perfekcyjny makijaż, który miała wczoraj... Dodatkowo jeszcze mają wspólne zainteresowanie i zapewne w przyszłości będą pracować w jednym szpitalu. A ja? Mi, fotografce, daleko jest do przystojnego chirurga z zamiłowaniem do motoryzacji. Próbuję wrócić pamięcią do dnia, który zadecydował o tym, że się zaprzyjaźniliśmy, a w konsekwencji zakochaliśmy w sobie, ale naprawdę nie mogę sobie przypomnieć co się stało. To chyba była jakaś domówka u kogoś z maturalnej klasy. Nie będę ukrywać, że dość szybko znalazłam sobie znajomych w starszych klasach. Zawdzięczałam to oczywiście mojej o dwa lata starszej kuzynce, która wciągnęła mnie w ten wir licealnych znajomości.
—Lena, ile jajek chcesz? — spytała Wiktoria, która przygotowywała śniadanie.
—Dwa. — Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i już chciałam wrócić do moich rozmyślań, gdy dziewczyna powiedziała:
—Nie myśl o nim.
—Skąd wiesz? — zapytałam zdziwiona.
—Zgadywałam. — Puściła mi oczko. — Ktoś oprócz nas wie? — spytała.
—Nie — westchnęłam. — To wszystko zadziało się tak szybko, że nawet do taty nie zadzwoniłam. Z resztą mówił mi w poniedziałek, że wieczorem w walentynki ma jakieś ważne spotkanie, więc pewnie nawet nie dodzwoniłabym się — stwierdziłam.
—A dziewczynom albo Alex mówiłaś? — Wika drążyła temat.
—Dziewczynom napisałam tylko, że dzisiaj mnie nie będzie, a Alex... Alex i Hubert są na Krecie — odpowiedziałam. Alex, a właściwie Aleksandra Wolska, to moja wspomniana wcześniej kuzynka. Hubert to jej narzeczony, z którym pod koniec lipca bierze ślub. Ślub... Przynajmniej ona z naszej dwójki będzie miała uroczystość swoich marzeń.
—Ale że nawet ona nie wie? — zdziwiła się moja przyjaciółka. — Przecież ona zawsze jest najlepiej we wszystkim poinformowana — zaśmiała się.
—No nie tym razem.
Nasza rozmowa zeszła na tematy w ogóle nie związane z moją obecną sytuacją, mimo że wciąż o niej myślałam. W pewnym momencie postanowiłam pomóc dziewczynie i zrobić po herbacie dla każdego z nas. Nagle mój telefon, który leżał na rozłożonej kanapie zawibrował. Podeszłam, aby sprawdzić powiadomienie i od razu tego żałowałam.
Mąż <3: Cześć Magda, będzie pasowało Ci żebyś w sobotę przyjechała po resztę swoich rzeczy?
Idiota, nawet nie minął dzień odkąd wiem o jego wybryku, a ten już każe mi pakować walizki. Czemu to w ogóle ja się mam wyprowadzać?!
„Czyli to ja mam się wyp..." zaczęłam pisać, lecz nagle przypomniałam sobie, że mieszkanie, w którym mieszkaliśmy nigdy mi się nie podobało. W zamian napisałam:
Ja: Jasne.
O której mam być?
Broń Boże nie chciałam wpraszać się do JEGO mieszkania i JEGO nowego życia, mimo że ON zniszczył mi MOJE życie.
Mąż <3: Możesz przyjechać, gdy tylko będzie ci pasowało.
Tylko jak coś możesz w nim zastać samą Agnieszkę, bo ja mam dyżur w szpitalu do 16:00.
Korciło mnie zapytać ile razy już ta cała Agnieszka u nas była sama, ale się powstrzymałam.
Mąż <3: No i jeszcze jedna sprawa.
W poniedziałek na 15:00 umówiłem nas z prawnikiem, który pomoże nam w szybszym rozwodzie.
Z kolei ta wiadomość spowodowała, że poczułam jak w moim brzuchu zaciska się jakiś węzeł. On naprawdę podjął decyzję o rozstaniu już dawno skoro pisał o tym z takim luzem. Co gorsza wiedziałam, że jest jej pewny, a to jego wczorajsze gadanie o tym, że chciał spędzić ze mną jeszcze jedne walentynki było tanią wymówką.
Ja: Okej.
Po odpisaniu wkurzona rzuciłam telefon na łóżko i wróciłam do części kuchennej.
—Co się stało? — zapytała Wika, widząc mój stan.
—W sobotę jadę po moje rzeczy — rzuciłam wściekła. — A w poniedziałek mam jakieś spotkanie z prawnikiem w sprawie rozwodu.
—Mogę pojechać z tobą — zaoferowała od razu dziewczyna. — Zarówno w sobotę jak i w poniedziałek — dodała.
—Naprawdę?
—Oczywiście! — Uśmiechnęła się szeroko. — Nie obiecuję, że twój od siedmiu boleści mężuś wyjdzie żywy z naszego spotkania, ale pewnie, że z tobą pojadę — zaśmiała się, a ja razem z nią. Kilka minut później ja, Wika i Przemek usiedliśmy do stołu.
—A jak wy się w ogóle poznałyście? — zapytał chłopak, gdy już zaczęliśmy jeść posiłek. — Znaczy wiem, że w szkole, ale jak? — zreflektował się.
—Mówimy mu? — zapytała ze śmiechem Wika i spojrzała na mnie.
—Możemy — stwierdziłam. Zaczęłyśmy opowieść.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top