💫2💫


Światło księżyca wpadało przez okno zostawiając smugę na biurku. Wierciłem się niespokojnie. Przewracałem z boku na bok, lecz sen nie chciał nadejść.
Z każdą chwilą był coraz odleglejszy.
Nie pomagało nawet niedorzeczne liczenie owiec.
Nie wytrzymałem.
Dobrze wiedziałem, co spędza mi sen z powiek.
Bez namysłu wstałem i usiadłem przy blacie biurka.
Wyciągnąłem kartkę i długopis, po czym zacząłem pisać.
Zgnieciona kartka wylądowała z impetem w koszu.
I jeszcze jedna.
Trzecia, piąta, jedenasta, dwudziesta... nie umiałem zebrać wszystkiego w całość.
Słowa nie umieją nazwać tak pozornie banalnych rzeczy.
Za każdym razem nie oddawało to tego, co chciałem przekazać.
A przekaz był prosty...

4 nad ranem.
Stos zawiniątek wylewał się z kubła powolo zapełniajac całą podłogę.
Westchnąłem i zrezygnowany przetarłem twarz dłońmi.
Co ze mną jest nie tak?
Nie umiem złożyć prostego zdania.
A przecież doskonale wiem co napisać...

Koniec z tym! Weź się w garść! Po prostu zacznij od samego początku...

5:30
Cały zadowolony złożyłem kartkę. Przeszukałem szuflady i wyciągnąłem śnieżno-białą kopertę. Bez wachania włożyłem do niej list i zamyknąłem szczelnie wypełniając wszystkie potrzebne informacje.
Wystarczy jeszcze przykleić znaczek i nadać.
I czekać.
Mieć nadzieję, że to coś da...
Otrząsnąłem się, położyłem kopertę na biurku, wstałem i... naprawdę?
Nie sądziłem, że było, aż tak źle.
Zacząłem lekko się śmiać.
Jutro posprzątam. A teraz spać...



Melodyjny świergot ptaków wypełnił mój pokój.
Poranek zapowiadał się cudownie. Słońce świecące promiennie nad Ninjago city zdawało się uśmiechać do przechodniów. Lekki, orzeźeiający wietrzyk kołysał już prawie nagimi gałęziami drzew.
Jesienny klimat wręcz wypełniał atmosferę.
Wstałem i ziewnąłem, rozciągając się, po czym energicznie otworzyłem drzwi pokoju.
Dziś będzie cudowny dzień.
Nic nie może go zepsuć.

-~×~-


Zaspana, nieprzytomnie otarłam oczy i spojrzałam na budzik.
6 nad ranem?
Czemu tak wcześnie...?
Nieprzytomnie naciągnęłam kołdrę na głowę i przewróciłam się na drugi bok.
Nagle oprzytomniałam i szybko zerwałam się na równe nogi. Rozejrzałam sie po pokoju.
Wszystko stało nie ruszone na swoim miejscu, w idealnym bałaganie - nie, w ,,Artystycznym nieładzie".
Westchnęłam zrezygnowana, otworzyłam drzwi i zbiegłam po schodach na dół.
Będąc w kuchni szybko nalałam wody do czajnika, włączyłam gaz i postawiłam na nim metalowe urządzenie.
W pośpiechu zaczęłam robic kanapki nakładajac do nich co tylko się nasunie.
Energicznie rozwarłam drzwiczki szafki, wyciągnęłam kubek, po czym wrzuciłam do niego torebkę z herbatą.
Gdy usłyszałam czajnik od razu wlałam gorący roztwór do naczynia, chwyciłam talerz i skierowałam się ku drzwią.
Nie zdążyłam ich otworzyć, gdy usłyszałam głos ojca:
- Myślę, że sam talerz nie będzie za smaczny - Odwruciłam się i spojrzałam na ladę - kromki leży sobie tam beztrosko.
Nakładając je na talerz słyszałam wesoły śmiech mężczyzny. Sama zaczęłam się śmiać i biorąc już całe śniadanie pomknęłam ku schodą.
- Smacznego!
- Dziękuję! I nawzajem! - odpowiedziałam uśmiechając się.

Po skończonym posiłku składającym się z kanapek wypełnionych szynką, kapustą, musztardą, ,,celowo" pomyloną z masłem i czekoladową posypką sprytnie udającą pieprz umyłam talerze i poszłam na strych. Przeszukałam go w zdłuż i w szerz poszukując pustych kartonów.

Gdy uznałam, że ilość jest zadowalająca, chwyciłam wszystkie pudła, jakie tylko udało mi się znaleźć i niosąc wysoką wierzę z kartonu do swojego pokoju o mało nie spadłam ze schodków przez pewnego puchatego kota.
- Imbir! - krzyknęłam omijając futrzastego przyjaciela.
Kot w odpowiedzi tylko miałknął i wskoczył do jednego z kartonów wykorzystując wysokość, na której się znajdował.
W pokoju wyjęłam kłębiastą, rudą kulkę i postawiłam kilka kartonów obok szafy.
Włożyłam słuchawki włączając muzykę.
Otworzyłam szafę i zaczęłam wyjmować ubrania wkladając je po koleji do kartonu.

Po południu mój pokój nie przypominał już tego samego miejsca. Na podłodze leżała masa wypełnionych po brzegi kartonowych pudeł, wszędzie było czysto i przejżyście - pomieszczenie było już prawie puste. Zostały już tylko rzeczy w niektórych szufladach, rośliny na parapecie, meble i ramki ze zdięciami.
Postanowiłam zrobić przerwę - w końcu do przeprowadzki został jeszcze niecały tydzień.
Zeszłam do salonu i zastałam tam tatę próbującego z zapałem odczepić Kotka od kanapy.
- Imbir! Zostaw tą kanapę! To nie jest drapak ty ruda... - mężczyzna nie zdążył dokończyć, gdy kocur odczepił się od materiału i niewzruszony zaczął łasić mi się do stóp.
Ojciec tylko rozbawiony pokręcił głową i powiedział:
- Firma przeprowadzkowa przed chwilą do mnie dzwoniła. Powiedzieli, że jednak będą jutro o dziewiątej.
- Naprawdę potrzebują, aż tyle czasu na transport? - zmarszczyłam brwi - rozumiem, że jest kawałek drogi, ale, że aż taki?
- Na pewno wiedzą co robią. O to się nie martw - uśmiechnął się - A jak tam z pakowaniem?
- Świetnie, zostało już tylko kilka rzeczy.
- Możesz już znosić zaklejone kartony.
- Dobrze! - krzyknęłam szybko pokonując kolejne stopnie schodów chcąc jak najszybciej znieść pudła.

-~×~-


Po śniadaniu jako pierwszy wstałęm od stołu, po czym od razu poszedłem do pokoju i zgarnąłem list.
W pośpiechu wybiegłem niezauważony z Klasztoru.
Szybkim krokiem mijałem ulicę za ulicą, aż w końcu dotarłem do poczty.
Czym prędziej popędziłem do okienka, poprosiłem o znaczek i nadałem kopertę z zawartością.
Wyszedłem z budynku w szampańskim nastroju, jednocześnie czując też ulgę, wielka ulgę.
Postanowiłem szybko wrócić, zanim ktokolwiek zauważy moją nieobecność.
Zacząłem biec spowrotem do Klasztoru.
Nagle usłyszałem wibrujący w kieszeni telefon.
Zatrzymałem się.
To Lloyd. Wysłał wiadomość:
,,Gdzie cię poniosło? Nie zapomniałeś przypadkiem o treningu?"
Włożyłem telefon do kieszeni i spowrotem zacząłem pędzić na trening.
Na całe szczęście list jest już nadany.
Teraz tylko czekać i mieć nadzieje.















Hej, hej!
I oto (naresznie) jestem z nowym rozdziałem!😁😅
Troszkę skąplikowałam sprawę, ale przecież musi sie coś dziać, prawda? Nie można mieć w końcu cały czas w życiu prostej drogi, trzeba dodać jakieś zakręty i urozmaicenia😉.
Postaram się wreszcie ruszyć i pisać rozdziały regularnie, bo za duże odstępy czasowe się robią😅😉.
Ja się z wami już żegnam i trzymam kciuki za punktualność listonosza😅.
Miłego dnia!
Pa!💙
~ Mayumi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top