Jimin.
Stałem jak wryty. Czyli Seulgi miała rację. Rzeczywiście, została wybrana do kkeutu.
...
I co my teraz zrobimy?
-Chodź tu. - przytuliłem ją jeszcze mocniej. Seulgi zaczęła coraz bardziej płakać. Położyłem dłonie na jej policzkach i kciukami przetarłem łzy. - Poradzimy sobie, skarbie.
- Jimin, o czym... o czym ty cholera mówisz? - mówiąc to przestała na mnie patrzeć i zdjęła z siebie moje ręce. - Jak sobie poradzimy? Za niespełna tydzień, będę kupą gruzu! Przestanę istnieć Jimin! Już nigdy... - zawachała się. - nigdy się nie zobaczymy.
-Csiii... - zakryłem jej usta ręką. - Nie myśl o tym Seulgi. Chodź, przytul się do mnie.
Seulgi się we mnie wtuliła. Chciałem zachować zimną krew, ale nie byłem w stanie. Nie mogłem uwierzyć że za siedem dni już jej ze mną nie będzie. Nie byłem w stanie żyć bez niej. Kolejne dni były katorgą. Z dnia na dzień z Seulgi było coraz gorzej. W czwarty dzień, gdy chciałem chwycić ją za rękę, ukruszył się kawałek jej dłoni. Cierpiała. Cierpiała ogromnie, a ja nie mogłem jej pomóc. Oddałbym wszystko żeby jej to nie spotkało. Albo żebym chociaż to ja, był na jej miejscu. Chciałem żebyśmy spędzili ostatni tydzień w jej ulubionych miejscach. Na plaży, w wesołym miasteczku, w parku. Jednak każde z tych miejsc stanowiło dla niej ogromne zagrożenie. Nie dość że z Seulgi trzeba było obchodzić się teraz jak z piórkiem, dawać jej pić, jeść, myć ją i uważać na dosłownie każdą rzecz świata, bo wszystko groziło ukruszeniu to w dodatku Seulgi była cały czas ogromnie słaba, często mdlała oraz okropnie bolała ją głowa. Jeszcze większym koszmarem niż to że Seulgi się kruszy było patrzenie na to wszystko. Jednak w końcu nadszedł. Nadszedł dzień kkeutu.
Obudziliśmy się i natychmiast musieliśmy ruszać. Pomogłem Seulgi się umyć i ubrać a następnie wsiąść do samochodu. I pojechaliśmy. Seulgi nic nie mówiła przez prawie całą drogę, jednak nagle postanowiła mnie zapytać:
-Mógłbyś... powtórzyć mi, czego się dowiedziałeś? Jak to ma wyglądać?
-Otóż... Osoby które zostały wybrane do kkeutu o godzinie 11.45 mają zjawić się w centrum. Tam na głównej płycie, w rynku, ustawiają się w kolejce i czekają do 12 na dokonanie się ceremonii. - wyjaśniłem
-Rozumiem. Dlaczego trzeba robić z tego takie przedstawienie? Czy Dolmyeonów aż tak jara, patrzenie jak ich ludzie giną? - jej głos zaczął się trząść.
-Chodzi o to, że kiedyś główna płyta była miejscem, gdzie przechowywany był artefakt. Teraz ma to być pewnego rodzaju pamiątka. - odpowiedziałem jej
- Która jest godzina? - zmieniła temat
- 11.38. I właśnie jesteśmy na miejscu.
Gdy dotarliśmy, wyszliśmy z Seulgi przed płytę główną. Poza mieszkańcami i osobami wybranymi były tam też ich rodziny lub przyjaciele. Poza Seulgi była jeszcze dziewiątka innych popękanych osób. Młoda dziewczyna, starszy mężczyzna czy nawet kobieta w ciąży. Były też tam dwaj chłopcy którzy nie wyglądali na więcej niż 13 lat.Po naszej lewej stał popękany mężczyzna a przed nim dwójka płaczących dziewczynek i kobieta.
-Tatusiu! Dlaczego musisz iść?! - krzyczała jedna z nich
-Nam nie przeszkadza że pękasz, zostań z nami! Proszę tatusiu! - powiedziała druga
Ojciec nic im nie odpowiadał, po prostu po policzkach spływały mu łzy.
-Dziewczynki, tata musi iść. Ale zawsze z wami będzie, w waszych serduszkach. - powiedziała ich matka.
-To paskudne. - powiedziała Seulgi. - Mi kkeut odbiera tylko jedną najważniejszą osobę w moim życiu. Ciebie. Ale im? Obiera ojca, męża, syna. Kkeut to zupełne paskudztwo.
Nie zdążyłem nic odpowiedzieć gdyż na środek płyty wyszedł jeden ze strażników kkeutu.
-Wybiła godzina 11.50. Osoby wybrane przez kkeut, wystąp! - krzyknął
Wtedy właśnie mężczyzna oddalił się od rodziny. Każda osoba, która była popękana, stanęła na wprost swoich rodzin i wszystkich mieszkańców którzy stali za nami. W tym również Seulgi.
-Ostatnie słowa z rodziną! Pięć minut, odliczanie, czas start! - krzyknął strażnik.
Miałem ostatnie pięć minut by porozmawiać z Seulgi, pożegnać się. Chwyciłem ją za rękę.
-Seulgi, pamiętaj że nieważne co, zawsze będę cię kochać. Kocham cię od początku i zostanie tak już na wieki. Spędziłem z Tobą najlepsze chwile mojego życia i nigdy o Tobie nie zapomnę. - zobaczyłem jak Seulgi płacze, więc ja też zacząłem. - Kocham Cię jak wariat, naprawdę, dzięki Tobie moje życie miało jakikolwiek sens. Przysięgam Ci że znajdę sposób żeby kkeut zniknął.-chwyciłem jej twarz dłońmi. -Przysięgam że jeszcze kiedyś się zobaczymy, jasne? - przytuliłem ją do siebie.
-Ja.. Jasne. - lekko się uśmiechnęła. - Ja też kocham Cię jak wariatka.
-Moja królewna - pocałowałem ją.
Nagle zaczęło się odliczanie końcowe. Za pięć minut dwunasta. Każdy z wybranych zaczął coraz bardziej się rozkruszać. Patrzyłem na Seulgi. Pęknięcia na jej twarzy zaczęły rozchodzić się coraz dalej. Spod oczu, przeszły nad usta. Z czoła na nos. Z ust na szyję i tak dalej. Strażnik kazał wybranym powoli się odsuwać. Nie chciałem puścić Seulgi, dalej trzymałem jej rękę. Jednak ona zaczęła powoli odchodzić. Gdy pęknięcia doszły do oczu, jej oczy zaczęły czernień. Nie było różnicy między źrenicą a białkiem. Były całe spowite czernią. Seulgi zaczęła kruszyć się coraz bardziej. Odchodziła coraz bardziej w tył. Ostatnia minuta. Strażnik zaczął głośno odliczać. Nie mogłem powstrzymać płaczu. Jej ręka zaczęła powoli puszczać moją.
-NIE SEULGI NIE PUSZCZAJ MNIE! - krzyknąłem
-Muszę odejść, Jimin. Będzie dobrze, kochanie. W cale aż tak bardzo nie boli. - mówiła z uśmiechem.
Ostatnie dziesięć sekund. Moje serce biło z prędkością światła.
-SEULGI BŁAGAM ZOSTAŃ! ZOSTAŃ ZE MNĄ! - krzyczałem mimo iż wiedziałem że nic to nie da.
Seulgi odsunęła się już tak daleko że zupełnie puściła moją dłoń.
Pięć
Cztery
-SEULGI!! - złapałem ją za rękę jednak gdy to zrobiłem...
Trzy
... jej dłoń ukruszyła się od reszty ręki.
Dwa
-SEEEUUULGIII!!! SEEULGIII!!! - krzyczałem ile tylko miałem sił.
Jeden
- Żegnaj Jimin. - powiedziała, po czym jej ciało rozpadło się niczym posąg.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top