VII

"тαкє му нαи∂, тαкє му ωнσℓє ℓιfє тσσ"

Tord siedział w swoim ciemnym pokoju, patrząc na zakurzony magnetofon, z którego kiedyś Anastasia puszczała piosenki Pink Floyd. Uśmiechnął się  smutno na to wspomnienie. Wszędzie, gdzie popatrzył, widział wspomnienia z nią. Była jego jedyną przyjaciółką. Jako jedyna wiedziała, że chłopak od dawna podkochuje się w Thomasie. Tylko ona miała dostęp do tekstów chłopca, które pisał, czy do rysunków, jakie robił. Szarooki miał duszę artysty. Fakt, robił też inne rzeczy, ale większość mu nie wychodziła z powodu jego nadmiernej wrażliwości. Dlatego karmelek odpuścił sobie sport, zaś zajął się fotografią, sztuką i muzyką, ponieważ to wychodziło mu najlepiej. Czasem też zaglądał do pobliskiego schroniska, żeby zabrać kilka psów w teren i z nimi pobiegać. Jedyna aktywność fizyczna, jaką uprawiał Tord były właśnie codzienne biegi na coraz dłuższe dystanse. Wtedy miał czas na przemyślenia, układanie schematów nowych piosenek w głowie, czy szukanie rozwiązań na swoje małe problemy.

Ale teraz nie biegał. Nie chodził do schroniska. Minęło 9 dni, a on nadal nie wyszedł z domu. Siedział zamknięty w pokoju. Westchnął. Wiedział, że musi tu posprzątać, bo niedługo przyjdzie Tom. Szczerze, to bardzo bał się tego spotkania. Fakt, to była jedynie nauka i przekazanie notatek, ale nadal się stresował. Podniósł się z dywanu i zaczął zbierać chusteczki, które pochłonęły jego wszystkie łzy. Potem pościelił łóżko, powycierał kurze i poodsłaniał zasłony, by otworzyć okna. Świeże powietrze wpłynęło do pomieszczenia. Znów cicho westchnął. Sven wczoraj posprzątał cały dom, włącznie z jego pokojem, ale szarooki znów nabałaganił. Popatrzył na stojaczek w rogu pokoju, gdzie zostało ustawione jego ukulele. Mruknął cicho, widząc wyryty napis na drewnie. Pamiętał, nadal pamiętał chwilę, gdy Tom mu je dał. Pamiętał też, jak zmarła jego mama. Ten instrument wiązał ze sobą wiele wspomnień. Uśmiechnął się słabo, gdy pomyślał o sytuacji ze szpitala, po wypadku Toma. Czarnooki leżący w śpiączce, w białej sali i Tord, siedzący przy nim z instrumentem w dłoniach. Napisał mu wtedy piosenkę. Przychodził codziennie i ją grał. Przyrzekł sobie wtedy, że będzie tu przychodził i to robił, do czasu, kiedy Tom się obudzi. I to robił. Siedział tam całymi dniami, do domu wracał na noc. Gdy pielęgniarka przychodziła zmienić szatynowi kroplówkę, rogaś trzymał starszego za dłoń, gładząc delikatnie jej wierzch.

Podszedł powoli do instrumentu i chwycił go w dłoń. Sven kupił mu nowe struny, które leżały na biurku. Uśmiechnął się. Kochał wujka, ale nie czuł z nim ogromnej więzi. Może dlatego, że prawie nigdy go nie było w domu?

- Potrzebna Ci będzie mała operacja... - mruknął do ukulele i usiadł z nimi na łóżku. Po chwili zaczął zmieniać struny.

***

Około 12:30 Tom zadzwonił do drzwi od domu Torda. Czekał chwilę, patrząc znudzony w ekran telefonu. Z jednej strony nie miał ochoty tu być, ale z drugiej jednak miał potrzebę zobaczyć Norwega. Minęły dwie minuty, ale nikt nie otwierał. Szatyn zmarszczył brwi, niezadowolony i znów nacisnął na dzwonek. Usłyszał tupanie nóg o drewniane panele, przekręcanie zamka od drzwi, a chwilę potem stanął przed nim rogaś. Czarnooki musiał przyznać. Był w tragicznym stanie. Oczy podkrążone z braku snu, jak mniemał. Włosy poszarpane, koszulka wygnieciona. Bardzo schudł, co zaniepokoiło starszego. Chwilę patrzyli na siebie, aż w końcu karmelek cofnął się o krok, umożliwiając tym samym Tomowi wejście do środka, co szatyn zrobił.

- H-hej, Tom... - powiedział cicho Tord. Jego głos nie był taki jak ostatnio. Był zdarty, zachrypnięty, bez chęci do życia. Brytyjczyk spojrzał na niego, zaniepokojony.

- Czemu tak schudłeś? Źle wyglądasz, wszystko okej? - wypalił znienacka wysoki, ale gdy zrozumiał, że powiedział to na głos, było już za późno. Norweg stał przez moment, wpatrując się w granatowobluzego. Był zaskoczony jego zachowaniem.

- N-nic się nie stało, jest o-okej... - młodszy się zarumienił. Czy to możliwe, że Thompson się o niego... troszczył? Westchnął cicho. - Chodź... - wymamrotał, łapiąc go delikatnie za skrawek bluzy. Zaciągnął go na górę, a następnie do swojego pokoju, który był już czysty.

- ...Ładnie tu masz. - mruknął Thomas, patrząc na plakat Pink Floyd, wiszący na ścianie. Obok wisiały kolejno plakaty Metallici, Scorpions, Queen, Twenty One Pilots i One Republic. Starszy uśmiechnął się. - Fajnych zespołów słuchasz. - dodał, siadając na miękkim dywanie rogatka. Larsson tylko patrzył na niego uroczo zarumieniony.

- D-dzięki... - zagryzł delikatnie wargę, wyciągając wszystkie potrzebne książki i zeszyty. - Od czego zaczniemy...? - usiadł obok szatyna, który otworzył swój plecak.

- Od biologii...

***

Była już 22, gdy skończyli się uczyć. W międzyczasie szarooki zrobił im tosty, żeby Tom nie zgłodniał. A Tom? Musiał przyznać, że z karmelkiem rozmawia mu się całkiem przyjemnie. I... I był naprawdę uroczy, co starszy musiał przyznać samemu przed sobą.

Norwegowi powoli zaczynały się kleić oczka ze zmęczenia, ale naprawdę chciał spędzić z Thompsonem choć dodatkową chwilę, poza nauką. Spojrzał na szatyna, siedzącego przed nim.

- Hej, T-Tom... - mruknął niepewnie rogacz, patrząc na starszego, który szybko uniósł na niego oczy i, o Boże, uśmiechnął się do młodszego.

- Tak? - zapytał, patrząc mu w oczy, na co czerwonek zaczął nerwowo bawić się palcami.

- M-może chciałbyś zostać na trochę dłużej...? O-obejrzelibyśmy jakiś film... Jest w-w końcu piątek i...

- Chętnie. - przerwał mu Brytyjczyk, co zamurowało Torda. Myślał, że Thompson się nie zgodzi, ale jednak było inaczej. Uśmiechnął się, chyba po raz pierwszy, do szatyna, i cholera, Tom musiał przyznać, że był to najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widział. - A jakie masz filmy?

- U-uh... Mamy Netflixa, możesz wybrać...

I padło na Mrocznego Rycerza. Siedzieli obok siebie, oparci o kanapę, na tym miękkim dywanie. Tord szybko usnął, ale czarnookiemu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Ucieszyło go to. Dlaczego? Bo ten mały okruszek zasnął opierając się o jego ramię. Jeżyk ostrożnie usadził go na swoich kolanach, po czym przytulił do siebie. Część jego nienawidziła tego małego dzieciaka, ale pozostałość chciała go tulić, całować i zająć się nim. Wtopił dłoń w miękkie włosy szarookiego i delikatnie je gładził.

- Kochany jesteś, Larsson... - szepnął Brytyjczyk, patrząc na śpiącego chłopca. Żałował, że wcześniej robił mu tyle złego. To wszystko ciągnęło się przez kilka lat. Miał zamiar go przeprosić. Nie wiedział, jak. Nie wiedział, kiedy. Wiedział jedno.

"Chyba się zauroczyłem..."

..

.

....

żǟłօֆռɛ

.

.

.

...

.

.

....
[̲̅i̲̅] [̲̅t̲̅][̲̅a̲̅][̲̅k̲̅]
.

..

.......

...

.

.

.

...ŴĂМ

..

..

..

.

.

.

.

.

.

......................................

                                                  sιę ηιε υ∂α.

********************************

Cześć. Powoli zbliżamy się do końca tej książki, więc rozdziały będą coraz krótsze. Może ktoś z was zauważył, że idę pewnym schematem. Jestem ciekawa, czy domyślacie się ile zostało jeszcze rozdziałów do zakończenia?

-FL666





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top