VI
"∂αяℓιиg ѕσ ιт gσєѕ, ѕσмє тнιиgѕ αяє мєαит тσ вє"
Dni mijały, a po Tordzie nie było ani śladu. Nigdzie. Nie, żeby Tom się tym przejął, ale jednak nie pozwalało mu to zasnąć. Czuł dziwną więź z tym chłopakiem, mimo nienawiści do niego. Czarnooki sam nie wiedział, dlaczego tak bardzo go nie lubi. Może dlatego, że był "małym mazgajem", albo po prostu wydawał mu się gejowaty.
Szatyn westchnął, chyba już piąty raz w tym dniu sprawdzając, czy rogaś jest aktywny. Niestety nie był. Ostatni post, jaki został zamieszczony był sprzed dwóch miesięcy, gdy Tord zmienił profilowe. Thompson kliknął na zdjęcie, które wyskoczyło mu na ekranie i mimowolnie się uśmiechnął. Karmelek był naprawdę ładny, zwłaszcza gdy się uśmiechał, jak na tej fotografii. Blada skóra idealnie pasowała do oceanicznych oczu. Chłopak miał wyjątkową urodę. Chude policzki pokryte piegami. Oczywiście miał śliczne dołeczki, gdy się uśmiechał. Nos był lekko zadarty, a oczy średniej wielkości. Długie rzęsy, malinowe, pełne, wręcz perfekcyjne w mniemaniu Toma, wargi. Brytyjczyk wbił maślane spojrzenie w roześmianą twarzyczkę chłopca i tak patrzył. Nigdy nie widział uśmiechu u Larssona, ale naprawdę mu pasował.
- A ty co? W geja się bawisz? - Matt klepnął granatowobluzego w ramię, na co ten podskoczył.
- C-co? Ja? - szatyn patrzył zaskoczony na rudzielca, który zaczął się śmiać.
- Mało brakowało, a zacząłbyś się ślinić do tego pedałka. - mruknął niebieskooki, wykrzywiając usta w grymasie. Tom jedynie zmarszczył brwi.
- Spierdalaj, Harvey. Nie jestem żadnym gejem. - syknął Thompson, włączając sekcję komentarzy, gdzie szybko napisał coś obraźliwego. Niebieskooki mruknął.
- Wiem, nie unoś się tak. To tylko żarty. - wymamrotał, odrobinę wystraszony zachowaniem starszego. Co jak co, ale Brytyjczyk potrafił się całkiem dobrze bić, no i był naprawdę wysoki.
- Mam nadzieję. - warknął Tom, znów patrząc w ekran telefonu. I żeby nie było, jednak martwił się o Norwega.
***
Kolejna zużyta chusteczka wylądowała na białym dywanie. Tord płakał. Chyba od 5 dni. Albo 6? Sam już nie wiedział. Miał wyłączony telefon, a w pokoju było ciemno. Nic nie jadł od dłuższego czasu, czasem wychodził się napić wody, czy załatwić potrzebę w toalecie. Podniósł się z łóżka. Nie zmieniał ubrań od kiedy wrócili z pogrzebu. Na samą myśl rozpłakał się, ale głośno. Schował chudą twarz w dłonie, które drżały od nadmiaru emocji i braku odpowiednich czynności życiowych. Jego egzystencja nie była już ważna dla nikogo. Sven znów wyjechał do pracy, a on został sam. Sam z całym problemem. Oparł się dłonią o ścianę, nabierając gwałtownie powietrza. Pchnął drzwi i wyszedł z pokoju. Podreptał do kuchni, gdzie jedynie wziął kolejną butelkę wody. Rzucił zmęczone spojrzenie na kalendarz i mruknął. Jednak minęło 8 dni. Nawet nie kontrolował czasu. Zamknął oczka, odkładając na chwilę picie na stół, by rozmasować skronie.
"Nikogo tu nie ma, Tord."
....
.
.
.
.
.
..
.
...
"Zostałeś SAM." "Nikt się Tobą nie przejmie."
.
...
"Jesteś jedynie przeszkodą w życiach innych."
.
"A jedyna droga, to..."
- Śmierć... - wyszeptał karmelek. Jego wargi drżały, a serce waliło jak szalone. Otworzył powoli szufladę, gdzie trzymali sztućce. Sięgnął po nóż, który już chwilę później trzymał, obracając między palcami. Patrzył w ostrze, jak zahipnotyzowany. Ostrożnie i powoli przyłożył początek do brzucha. Chciał tego, tak bardzo tego chciał. Zamknął oczy, zaciskając mocniej palce.
- Torddie, co ty robisz? - usłyszał głos Svena. Szybko popatrzył w tamtą stronę, a po policzkach pociekły łzy. Wypuścił nóż, podbiegając do wujka. Szybko się wtulił, wybuchając głośnym płaczem. Blondyn zaczął głaskać młodszego po plecach, dla uspokojenia.
- J-ja n-nie daję rady... - wydusił z siebie szarooki, na co mężczyzna westchnął smutno.
- Torddie... Wiem, że jest Ci ciężko, uwierz mi... Mnie też jej brakuje... Ale Ty nie możesz mnie zostawić, słonko... - przytulił mocniej chłopaka, który objął go delikatnie drżącymi rączkami. - Wszystko będzie dobrze... Obiecuję... - wyszeptał Sven. - A teraz pójdź się umyć, zrobię Ci coś do jedzenia i trochę posprzątam. Dzwonił Twój dyrektor. Jutro Tom przyniesie Ci lekcje i Cię pouczy. - blondyn przejechał po karmelowych włosach swojego podopiecznego.
- A Ty...? - szare oczy popatrzyły na mężczyznę, który westchnął smutno.
- Przepraszam, Torddie... W nocy znów muszę jechać. Wróciłem, żeby sprawdzić co z Tobą, skarbie...
Tord jedynie opuścił wzrok. To już była norma. Wstał i wymusił mały uśmiech.
- To nic, Sven. Dam sobie radę. - przytulił znów lekko blondyna, po czym poszedł do łazienki. Wiedział, że sobie nie poradzi, ale nie chciał go martwić. W końcu czego się nie robi dla rodziny?
.
.
..
ẒṏṠṮḀłḕś
...
.
.
.
.
.....
.
.
.
..
..
....ЌỖ.ϻ..ƤĹ.ẸŤŇĮẸ
.
.
.
.
.
.
.....
..
.
.
.
..
.
.
.
.
.
....
.
.
.
.
..........
sɐɯ.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top