III
"ѕнαℓℓ ι ѕтαу?
ωσυℓ∂ ιт вє α ѕιи"
-Tord? - szarooki poczuł czyjąś dłoń na policzku. Uchylił niepewnie oczy, patrząc na wysoką kobietę w białym fartuszku. Pani Anders - bo tak się nazywała - była szkolną higienistką. Stała nad karmelkiem, gładząc jego twarz, zaś drugą ręką przykładając do niej chustkę z lodem. Za nią stał Thomas z założonymi rękami. Nie był specjalnie zadowolony. Wręcz zabijał rogasia wzrokiem. Szarooki jedynie odwrócił się na bok, byle by nie patrzeć na szatyna. Tamten parsknął, nadal przeszywając młodszego wzrokiem.
- C-co się stało? - zapytał niepewnie Norweg. W odpowiedzi otrzymał warknięcie Thompsona i ciepły uśmiech Pani Anders.
- Dostałeś piłką w twarz, skarbie. Masz złamany nosek. - wyprostowała się. - Ten oto tutaj w Ciebie rzucił. Za karę się Tobą zajmie, aż do końca dnia. Dzwoniłam do rodziców, ale nie mogli przyjechać, więc zostaniesz tutaj. Thomas Ci przepisze lekcje.
- Tak się nie umawialiśmy. - syknął Brytyjczyk.
- Nie obchodzi mnie to. - odwarknęła kobieta. Po chwili znów uśmiechnęła się do rogasia. - Cóż, zostawiam was, jestem już po pracy. Trzymaj się, Torddie. A ty, Thompson, uważaj na niego. - rzekła chłodno, łapiąc płaszcz. Sięgnęła po torbę i wyszła. W pokoju zapanowała nieprzyjemna dla obu cisza. Czerwonobluzy bał się odwrócić do starszego. Nie chciał mu patrzeć w oczy. Wstydził się swojej słabości.
- Odwróć się, smarku. - wywarczał Tom, podchodząc do małej kuleczki na łóżku. - ODWRÓĆ SIĘ! - krzyknął niskim głosem, który wzbudził dreszcze na plecach Larssona. Ostrożnie odsłonił twarz i popatrzył na czarnookiego. Szatyn zmarszczył brwi, patrząc na Norwega. Podszedł bliżej i przy nim usiadł.
- Daj to. - mruknął i sam przyłożył lód do nosa chłopca. Patrzył na jego delikatną twarz, dosłownie pożerając ją wzrokiem. Przejechał kciukiem po siniakach z wczoraj. - Ugh... - docisnął lód mocniej, powodując przy tym cichy jęk bólu ze strony karmelka. Mruknął i odsunął lekko dłoń od nosa. - Przepraszam, durniu... Serio jesteś słaby. - dodał, uśmiechając się wrednie.
- Mm... - Tord chwilę milczał, ale po chwili otworzył szeroko oczy. - P-puść! - pisnął spanikowany, oddychając granatowobluzego. Tom ściągnął brwi, złapał go za nadgarstki. Usiadł na brzuchu rogacza, dociskając chłopaka do łóżka.
- Co do chuja? - syknął, przyciskając mocniej drobne ciałko do materaca. Tord szarpał się, prawie płacząc. Starszy uderzył go w policzek z otwartej dłoni. - Uspokój się, debilu! Pogięło Cię?! - huknął, ale to nie pomogło. Wręcz przeciwnie, szarooki rozpłakał się na dobre. Thompson trzymał go nadal, ale z każdą chwilą, coraz bardziej robiło mu się szkoda Norwega. Przeklnął pod nosem i otarł mu łzy. - Nie rycz... - mruknął, odwracając wzrok. Larsson spojrzał mu głęboko w oczy. - No i na co się gapisz? - warknął starszy, gdy uchwycił wzrok rogasia. Znów starł jego nowe łzy i z niego zszedł. - Czemu płakałeś? - spytał, bardziej z grzeczności. Mało go to obchodziło.
- M-moje ukulele... - wyszeptał Norweg. Był cały blady.
- Twoje co? Serio? Płakałeś z powodu tego gówna? Serio jesteś jakiś jebnięty! - jeżyk zaśmiał się głośno. Tord opuścił wzrok. - Ja nie mogę, co za idiota! Masz pięć lat, czy co? Jaki dziec-
- W-wyjdź... - przerwał mu młodszy. Tom zmarszczył brwi.
- Co powiedziałeś? - jego głos przybrał nieprzyjemnej barwy, a twarz skrzywiła się ze złości i niezadowolenia.
- W-wyjdź. - odparł czerwonek, patrząc na niego poważnie. Nie spodobo mu się to. - Wyjdź, chcę być sam. - dodał, łamiącym się głosem.
- Chyba sobie pomyliłeś osoby. - warknął, łapiąc go za nos. Tord zakwilił z bólu. - Boli, co nie? - ścisnął mocniej. Z oczu chłopaka popłynęły kolejne łzy. - Jesteś nic nie wartym gnojkiem. - puścił go, odsuwając się do drzwi. - Wyjdę. Twoje ukulele jest tam. - warknął. - Ale poczekaj. - podszedł do instrumentu, który podniósł z ziemi. Wyciągnął scyzoryk z kieszeni. Spojrzał na Torda, po czym uśmiechnął się szeroko. Przyłożył nożyk do strun i je urwał. Chłopak wstał, podbiegając do czarnookiego, który zdążył już coś wyryć w drewnie. Rzucił ukulele na podłogę. Upadło z głośnym hukiem. Złapał Norwega za szyję i przycisnął do ściany.
- Z-zostaw...
- Powiedz komukolwiek... - zacisnął mocno palce, podduszając go tym. - A pożałujesz.
Odsunął się, patrząc, jak szarooki upada na ziemię. Nadepnął mu na dłoń z triumfalnym uśmiechem, zabrał plecak i wyszedł, zostawiając płaczącego rogacza w pokoju. Nie wiedział, jaki błąd tym czynem popełnił.
.
..
.
.
.
..
.
...
..
..
.
...
.
..
. .
.
.
.
..
.
.
...
.
..
. .
.
.
...
...
.
.
...
..
.
.
.
.
.
.
.
..
..
ʞłɐɯɔɐ.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top